
Tego ranka Sandrze szczególnie trudno było dojechać do gabinetu lekarskiego na obrzeżach miasta. Ostatniej nocy miała straszną kłótnię z Berndem. Bernd i Sandra byli małżeństwem od 19 lat. Ich jedyna córka Lisa, którą urodziła przed ślubem, studiowała w innym mieście przez kilka tygodni. Tęskniła za nią.
Bernd nie miał nic przeciwko temu. Chociaż ich córka była jego księżniczką i kochał ją ponad wszystko, Bernd zajął jej pokój już dwa dni po wyprowadzce Lisy. Urządził tam pokój hobbystyczny. Miał tam między innymi ogromny telewizor, na którym oglądał piłkę nożną z przyjaciółmi w weekendy. Odkąd Lisa odeszła, jej życie miłosne również zostało zamrożone. Sandra mogła tylko spekulować, dlaczego tak się stało. Czy to Lisa utrzymywała ich małżeństwo przy życiu? Teraz, gdy odeszła, wydawało się, że nie ma już powodu dla ich małżeństwa; przynajmniej tak jej się wydawało. Kiedy się nad tym zastanowiła, seks z Berndem w ciągu ostatnich kilku miesięcy i tak był prawie nie do pobicia pod względem nudy. Brakowało kreatywności. Był szybki numerek przed snem co dwa tygodnie i to wszystko. Zawsze ta sama rutyna. Żadnej gry wstępnej, żadnego romansu, tylko szybka pozycja misjonarska, a potem zasypiał i chrapał jak mors ze słabymi płucami. Ani śladu erotyzmu.
A jednak wciąż wyglądał dobrze. Bernd był wysoki, wysportowany i miał gęstą czuprynę. I pomimo tego, że był po czterdziestce, dziewczyny Sandry czasami zachwycały się nim, kiedy przychodziły na kawę. Bernd zawsze pokazywał się z najlepszej strony. Musiała przyznać, że potrafił być czarujący. Niestety, tylko z innymi kobietami, rzadko z nią. W kręgu jej znajomych uchodzili za wymarzoną parę. Ona, niezwykle atrakcyjna i odnosząca sukcesy lekarka, i on, wielki szczupak, który wszystkim zarządzał. Wszyscy im zazdrościli. Byli tacy wspaniali.
To wszystko było tylko fasadą!
Znała prawdę aż za dobrze. Był bezrobotny, zrzędliwy i śmiertelnie nudny. A ona się dostosowała. Zawsze ta sama rutyna. Ćwiczenia w ciągu dnia, telewizja wieczorem i przyjęcia koktajlowe w weekendy.
Nie pamiętała nawet, o co się wczoraj pokłócili. Zaczęło się od tego, że potknęła się o jego buty, które zsunął i zostawił na środku korytarza. Jedno słowo doprowadziło do drugiego, a potem nie można było tego powstrzymać. Obwiniali się nawzajem, co spowodowało eskalację kłótni. W końcu Bernd wyszedł, jak zawsze, gdy sprawy stawały się zbyt trudne. Wrócił do domu w środku nocy. Pachniał dymem i alkoholem. Sandra poszła spać.
Tego ranka obudziła się przed budzikiem i dotarła do swojej praktyki wcześniej niż zwykle, gdzie zaparkowała na podziemnym parkingu budynku mieszkalno-usługowego przy małej ulicy handlowej w centrum miasta. Wciąż była zagubiona w myślach i nie mogła się skoncentrować. Nagle usłyszała odgłos skrobania i samochód zachwiał się niepewnie. "Cholera!" syknęła, gdy zdała sobie sprawę, że musiała w coś uderzyć. "To wszystko, czego potrzebuję".
Skrupulatnie zakończyła proces parkowania i wysiadła. Sandra obeszła samochód, aby sprawdzić, czy nie ma żadnych uszkodzeń. Kiedy przeszła na stronę pasażera, oddech uwiązł jej w gardle. Prawa strona jej pojazdu była pokryta długą rysą. Przeklęła cicho i rozejrzała się w poszukiwaniu przyczyny zadrapania i znalazła ją w pojeździe zaparkowanym obok jej. Sandra nigdy wcześniej nie widziała tutaj samochodu, a miała swoją praktykę w tym domu już od ośmiu lat. Dziwny pojazd miał wgniecenie na tylnym zderzaku, który był ozdobiony farbą z jej pojazdu.
"Co mam teraz zrobić?" - zadała sobie pytanie, wpatrując się w wgniecenie.
"Najlepiej zgłosić szkodę do ubezpieczyciela i wszystko będzie dobrze".
Sandra obróciła się z krzykiem. Nie słyszała nadchodzącego mężczyzny. Była zbyt zaabsorbowana wypadkiem.
"Och, przepraszam. Przestraszyłem cię?
"Tak, przestraszyłaś - odpowiedziała Sandra, próbując się uspokoić.
"Nie chciałam."
"W porządku - powiedziała Sandra. W rzeczywistości podekscytowanie nieco opadło. Podniosła wzrok i po raz pierwszy spojrzała na nieznajomego. Spodobało jej się to, co zobaczyła. Nieznajomy był wysoki, miał co najmniej dziewięćdziesiąt jeden lat, był dobrze wyszkolony i miał całą głowę czarnych włosów. Na twarzy miał trzydniowy zarost, co czyniło go niezwykle atrakcyjnym. Jego oczy były zielone i wyróżniały się jaskrawo, kontrastując z czarnymi włosami. Jego twarz była kanciasta i bardzo męska. Sandra zdała sobie sprawę, że przeszedł ją dreszcz. Tak pięknego mężczyznę widziała tylko w telewizji. Zdała sobie sprawę, że krew napływa jej do głowy. Nieznajomy zdawał się tego nie zauważać, albo szarmancko to ignorował.
"Czy to twój samochód? - zapytała Sandra, żeby coś powiedzieć.
"Tak, jest mój - potwierdził nieznajomy.
"Przepraszam, ale myślałam..."
"Nie martw się o to. Twoje ubezpieczenie pokryje szkody. Ale jestem też trochę nie w porządku, więc jestem pewien, że to częściowo moja wina".
"Cóż za czarujący facet", pomyślała Sandra, ponownie się rumieniąc.
"Najlepiej będzie, jeśli wymienimy się naszymi adresami i danymi ubezpieczenia, a oni załatwią resztę za nas.
"To bardzo miłe z twojej strony.
"Co masz na myśli?"
"To, że jesteś taka spokojna i uprzejma. Znam mężczyzn, którzy wpadliby w szał, gdybym uderzyła w ich samochód".
"Och, to tylko puszka".
Dopiero teraz Sandra zdała sobie sprawę, że samochód nieznajomego to Porsche.
"Ale całkiem drogi kawałek metalu.
"Wszystko da się naprawić.
"Nie jesteś typowym mężczyzną.
Nieznajomy roześmiał się i pokazał swoje nieskazitelne zęby. Sandra zdała sobie sprawę, że ogarnął ją kolejny dreszcz pożądania. Opuściła oczy, gdy krew znów napłynęła jej do głowy.
Wymienili się adresami i wyszli.
Sandra nie mogła zapomnieć Martina przez cały ranek. Jego nazwisko widniało na wizytówce. Martin Möhler, dyrektor zarządzający. Firma, w której pracował, według wizytówki nazywała się Möhler Marketing, co doprowadziło Sandrę do wniosku, że był albo właścicielem, albo młodszym kierownikiem firmy. Skłaniała się ku młodszemu menedżerowi, ponieważ był jeszcze bardzo młody jak na odnoszącego sukcesy biznesmena. Jej myśli krążyły wokół niego jak motyle wokół świeżego kwiatu. Przyłapała się na wyobrażaniu go sobie w kąpielówkach na plaży. Albo jak wyszedł z morza z mokrą skórą, położył się z nią na plaży i pocałował ją głęboko. Raz po raz musiała przypominać sobie, by skoncentrować się na pracy. Zagubiona w myślach, chodziła od gabinetu do gabinetu i rutynowo leczyła swoich pacjentów. Na szczęście były to drobne przypadki, które nie stanowiły szczególnego wyzwania dla jej umiejętności jako lekarza ogólnego.
Na krótko przed przerwą obiadową weszła do gabinetu numer trzy. Czekał tam na nią nowy pacjent. Według akt był to pacjent prywatny, co ją ucieszyło, ponieważ na takich pacjentach można było zarobić, a ponieważ Bernd obecnie szukał pracy, jak to nazywał, musiała sama utrzymać rodzinę. Otworzyła drzwi i spojrzała na plik w dłoni, aby rozszyfrować nazwisko, aby mogła odpowiednio przywitać nowego pacjenta po imieniu. Kiedy przeczytała nazwisko, zamarła i podniosła wzrok.
"Cześć - usłyszała miękki głos pacjenta.
Uśmiechnął się do niej.
"Co za zbieg okoliczności", wykrzyknęła i zaśmiała się cicho.
Przed nią siedział Martin Möhler. Człowiek, którego Porsche zdemolowała tego ranka.
"Co pana do mnie sprowadza?" Sandra chciała wiedzieć, przyjmując starannie obojętny ton.
"Ogólne złe samopoczucie, doktorze - odpowiedział.
"Ale to tylko ogólny opis - odparła Sandra.
"Czy może pan opisać to bardziej szczegółowo?
"Oczywiście - powiedział, patrząc jej głęboko w oczy. "Boli mnie w klatce piersiowej i ciągnie w okolicy żołądka. Mam zatkane gardło, a moje myśli są całkowicie zdezorientowane. Cierpię na utratę apetytu i ogólne złe samopoczucie. To tępy ból, który pulsuje w mojej duszy".
Sandra wpatrywała się w niego. O czym on mówił?
"Nie do końca rozumiem... - powiedziała.
"Ból serca" - powiedział zdawkowo.
"W takim razie powinniśmy się temu przyjrzeć - Sandra wróciła do swojej rutyny. Jak zawsze miała stetoskop zawieszony na szyi. Wzięła go do ręki i poprosiła Martina o rozpięcie koszuli. Zrobił to, co mu powiedziano i powoli rozpiął koszulę. Sandra była zdumiona, w jak dobrej był formie. Jego mięśnie były bardzo dobrze napięte. Na jego ciele nie było ani grama tłuszczu, obraz mężczyzny. Podeszła bliżej i przyłożyła stetoskop do jego klatki piersiowej. Pochyliła się nieco do przodu i udawała, że koncentruje się na biciu serca pacjenta. Ale kiedy poczuła zapach jego wody po goleniu, nie była już w stanie się skoncentrować.
Martin zamknął oczy i wdychał zapach lekarki. Pachniała cudownie. Mieszanka kwiatów i świeżego mydła, która zmąciła jego zmysły. Nigdy wcześniej nie czuł takiego zapachu. Kiedy zbliżyła się do niego, by posłuchać jego serca, musiał się powstrzymać, by nie przyciągnąć jej do siebie i nie pocałować. Była piękna. Jej oczy były niebieskie, a wąskie brwi miały elegancki łuk. Jej usta były czerwone i pełne. Miały idealny kształt. Jej blond włosy opadały na ramiona i były figlarnie podkręcone na końcach. Jej nos był cienki i delikatny, a skóra miała połysk miodu. Jej figura wskazywała na to, że ćwiczyła kilka razy w tygodniu. Cokolwiek, czy to na siłowni, czy biegając. Być może jeździła też na rowerze lub grała w tenisa. Była idealna. Jej charyzma była jak u nimfy. Była uwodzicielska i piękna.
Kiedy otworzył oczy, była tuż przed nim. Przez krótką chwilę był w stanie zajrzeć w jej duszę, po czym oderwała się i odwróciła od niego. Podeszła do szafki z szufladami na ścianie pokoju zabiegowego, wciąż odwrócona do niego plecami, i powiedziała:
"Myślę, że jest pan całkowicie zdrowy, panie Möhler".
"Wiem, nie jestem tu dlatego, że jestem chory - powiedział łagodnym głosem. Zauważył, jak zesztywniała. "Chciałem się z panią jak najszybciej zobaczyć. Od rana, kiedy cię zobaczyłem, nie byłem w stanie trzeźwo myśleć. Cały czas o tobie myślę, Sandro.
Wstał z rozpiętą koszulą i podszedł do lekarki. Ona się nie poruszyła. Potem stanął tuż za nią i wdychał jej zapach.
"Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?" odetchnął jej do ucha.
Nic nie odpowiedziała. Kiedy dotknął jej bioder, nie opierała się. Wręcz przeciwnie, zamknęła oczy i delektowała się tym. Powoli zbliżył się, aż ich ciała się zetknęły, a nawet zdawały się łączyć. Jego kontury po prostu dopasowały się do jej. Jakby stworzone dla niej.
Nigdy czegoś takiego nie doświadczyła. Jego dłonie powędrowały do jej brzucha. Jego uścisk był delikatny, ale też mocny. Poczuła swoje serce. Biło coraz szybciej. Jej oddech był ciężki. Przytulne ciepło napłynęło do jej najbardziej wrażliwego miejsca. Przypomniała jej się młodość, jej pierwsze doświadczenia seksualne na imprezach z kolegami z klasy. Wtedy zdała sobie sprawę, że ogarnęło ją pożądanie, które trudno było powstrzymać.
Jak dawno nie czuła się w ten sposób? Martin pocałował ją gorąco w szyję, na całym ciele pojawiła się gęsia skórka i poczuła mrowienie. Było jej gorąco i zimno jednocześnie. Kontynuował pocałunki, stając się coraz bardziej wymagający. Powoli odwrócił ją do siebie. Nie opierała się. Ich ciała wciąż były jednością. Wiedziała, że nie wolno jej tego robić. Była mężatką. To nie było właściwe. Przysięgła wieczną wierność Berndowi. Ale była zbyt słaba. Przed nią stał wymarzony mężczyzna, który jej pragnął. A jej mąż w domu nigdy nie był tak ekscytujący. Nawet na początku ich wspólnego życia.
Martin rozpiął guziki jej białego lekarskiego fartucha, a ona na to pozwoliła. Spuściła oczy. Pochylił się do niej i pocałował ją w szyję. Powoli jego pocałunki wędrowały coraz wyżej, aż dotarł do jej policzków. Każdy pocałunek był ukłuciem pożądania. Kiedy dotarł do jej ust, porzuciła wszelki opór. Chciwie pragnęła więcej. Więcej tego niesamowicie pięknego uczucia nieokiełznanej żądzy, ekscytującego owocu zakazanego. Nigdy nie doświadczyła czegoś podobnego.
Teraz szukała jego ust, otworzyła wargi i domagała się jego pieszczot. Nagle jego ręce były wszędzie. Podniósł jej koszulkę i z wprawą rozpiął stanik. Kiedy jego dłoń dotarła do jej piersi, niemal eksplodowała z pożądania. Jęknęła cicho, chwyciła go za biodra i przyciągnęła do siebie. Czuła jego podniecenie. Za nią znajdowała się szafka z szufladami. Na półce leżały bandaże i jakieś przybory, które przesunęła na bok ruchem nadgarstka. Usiadła na półce i rozłożyła nogi. Zachowała niewielki dystans między sobą a Martinem. Przez tę krótką chwilę widziała go lepiej. Jego widok doprowadzał ją do szaleństwa.
Do tej pory Sandra nie sądziła, że kiedykolwiek znajdzie się w takiej sytuacji. Oczywiście, nie była popychadłem i uwielbiała polować na mężczyzn w swoich dzikich czasach, kiedy miała 20 lat. Wśród mężczyzn, których wykorzystywała na jednonocne przygody, było kilku całkiem przyzwoitych kochanków, ale nigdy nie było takiego jak Martin, który wywołałby w niej taką ekstazę w bardzo krótkim czasie.
Zapomniała o wszystkim dookoła. O gabinecie, oczekujących pacjentach, recepcjonistce, która mogła przyjść w każdej chwili, Berndzie, Lisie, ryzyku... po prostu o wszystkim. Liczyła się tylko chwila. I właśnie teraz pragnęła tego mężczyzny. Za wszelką cenę. Sięgnęła do paska jego dżinsów i wciągnęła go między swoje uda. Zamknęła nogi za jego plecami i jęknęła ponownie, gdy ich ciała się zetknęły. Teraz ona przejęła inicjatywę. Jej pocałunki były wymagające. Jej dłonie wbiły się w jego plecy, grzebiąc we włosach. Dobrze smakował. "Niepalący!" pomyślała Sandra. Ich górne części ciała były nagie. W jakiś sposób Sandra zdjęła spodnie podczas miłosnej szamotaniny. Tylko majtki i koszulka wciąż były na jej ciele.
"Jesteś taka piękna - szepnął jej do ucha Martin.
"Prześpij się ze mną - odetchnęła i spojrzała mu głęboko w oczy.
Był posłuszny.
To była eksplozja zmysłów. Zagryzła wargi i stłumiła krzyk. Ich ciała połączyły się. Stali się jednością. Wszystko rozmyło się w rytmie miłosnego tańca. Wydawało się, że ćwiczyli ten taniec do perfekcji przez lata. Wszystko wydawało się idealne. Jego uścisk był mocny, gdy tego chciała i czuły, gdy tego potrzebowała. Obsypywał ją pocałunkami, skubał jej ucho tak, jak uwielbiała i doprowadzał ją do szaleństwa. Przylgnęła do niego, czuła się bezpiecznie, chętnie wzięła go w siebie i pragnęła go całą swoją skórą i włosami. Razem osiągnęli punkt kulminacyjny. Z niemal bolesną kontrolą oboje stłumili okrzyki uwolnienia.
Ich ciała razem zwiotczały i rozluźniły się. Parę ogarnęło ciepło. Oddychali ciężko. Trzymali się jeszcze przez chwilę. Pocałował ją delikatnie, pogłaskał po włosach i spojrzał jej głęboko w oczy, zanim się od niej oderwał.
"Wszystko w porządku?" zapytał łagodnie i uśmiechnął się do niej. Przytaknęła i odwzajemniła uśmiech.
Niedługo potem byli już w pełni ubrani. Poprawili włosy i spojrzeli na siebie. Oboje musieli się uśmiechnąć.
"Co dokładnie mi dolega, doktorze?" Martin zapytał zaniepokojonym tonem.
"Pańska choroba nie jest powodem do żartów, panie Möhler. Pański stan jest poważniejszy niż się wydaje. Zdecydowanie powinien pan wrócić jutro na badanie kontrolne".
"W takim razie lepiej od razu umówię się na wizytę".
Sprośne fantazje kobiet 2 - "Czysty seks!" autorstwa Ashley Clark - Carl Stephenson Verlag