Pomoc, wypalenie: kiedy praca pożera duszę

Całkowicie wypalony: Osoby dotknięte wypaleniem zazwyczaj dopiero bardzo późno przyznają, że są u kresu sił. Na szczęście istnieje pomoc.

© iStock
Kiedyś była silna i pewna siebie. W nowej firmie Inga nieustannie wątpi w siebie i czuje się całkowicie przytłoczona

Dziś zdaję sobie sprawę, jak mogło do tego dojść: Niedawno rozstałam się z mężem, który mnie zdradzał. Właśnie zebrałam w sobie całą odwagę na nowy początek, przeprowadziłam się z Neuss do Düsseldorfu i zaczęłam pracę jako lider zespołu w dziale marketingu w firmie modowej.

Nowe miasto, nowa praca: chciałem udowodnić wszystkim, że wciąż mam w sobie ducha walki, którego podziwiali moi przyjaciele. W rzeczywistości byłem bardziej bezbronny niż kiedykolwiek.

Mój nowy szef zaszczepił we mnie szacunek. Nie wiedziałam tego o sobie: nikt wcześniej nie onieśmielał mnie tak szybko, ale ta kobieta uderzyła mnie w sam środek swoim wymagającym głosem i lodowatym spojrzeniem. Nie dałam tego po sobie poznać i z determinacją wykonywałam wszystkie zadania. A było ich całkiem sporo.

Od pierwszego tygodnia pracowałem w nadgodzinach. Pewnego wieczoru, gdy nikogo nie było w biurze, moja szefowa otworzyła mi drzwi. Myślałem, że powie coś z uznaniem. Zamiast tego jej twarz pociemniała: "Wciąż nie skończyłeś?" - zapytała. "To musi iść szybciej".

Czułem się, jakbym wpadał w głęboką dziurę. W każdej dotychczasowej pracy kontrolowałem sytuację, nawet pod wpływem stresu. Jak mogłem teraz zawieść? Czułem się nieszczęśliwy, zwłaszcza gdy wracałem do pustego mieszkania wyczerpany noc po nocy.

Wtedy przypomniałem sobie, że przecież jestem wojownikiem. Jak zawsze wywalczę sobie drogę do sukcesu. Minęło tak wiele tygodni, w których jeden dzień był podobny do następnego, a ja regularnie zabierałem do domu rzeczy, które leżały w pobliżu. Często pisałem koncepcje do północy, nawet w weekendy, całymi godzinami. Dzięki temu zyskałem aprobatę szefa i szybko przekonałem się, że jestem niezbędny dla firmy. Nie było czasu na hobby czy nawiązywanie przyjaźni. Moje życie kręciło się tylko wokół pracy. Czułam się tam ważna i potrzebna.

Dopóki moje ciało i dusza nie postawiły mnie na swoim miejscu. Wytrzymałem dziesięć miesięcy, po czym nie mogłem spać w nocy i ledwo mogłem wstać z łóżka rano. Cierpiałem na bóle głowy, pismo na papierze zamazywało mi się przed oczami, cały czas byłem zmęczony. Popełniałem błędy i nagle powrócił dawny strach, że mi się nie uda. Kiedy mój szef znów mnie skrytykował, ogarnęło mnie poczucie bezsensu: po co był ten cały wysiłek?

Czułam się mała i bezsilna.

"Inga, dlaczego nie będziesz ze sobą szczera? Tak dalej byćnie może" - powiedziała moja najlepsza przyjaciółka Grit przez telefon pewnej niedzieli. Z powodu ograniczeń czasowych ignorowałam wiele jej telefonów. Tym razem odebrałam i wtedy wszystko we mnie pękło: to była prawda, nie mogłam tak dalej żyć. Nie byłam już tą silną. Byłem samotny i nie wiedziałem, co robić. Przyznanie się do tego wymagało odwagi. By poprosić o pomoc. Grit przyjechał do mnie do Düsseldorfu tego samego dnia i towarzyszył mi do lekarza następnego ranka. Czy mogłem tak po prostu trzymać się z dala od pracy? Musiałem. Wypisał mi zwolnienie lekarskie i polecił psychologa, który nieco później zdiagnozował wypalenie zawodowe z umiarkowaną depresją.

To było rok temu. Od tego czasu moje życie bardzo się zmieniło. Teraz chodzę na terapię dwa razy w tygodniu. Po raz pierwszy poradziłam sobie z moimi zbyt wysokimi oczekiwaniami wobec siebie - i z nierozwiązanym bólem separacji.

Relaksuję się dzięki jodze, a nawet mam nowe hobby: śpiew. Nasz chór ma próby dwa razy w tygodniu i w końcu poznałam dzięki niemu nowych przyjaciół. A praca? Poprosiłam szefa o rozmowę kwalifikacyjną. To wymagało dużo odwagi. Bałam się, że mnie zwolni. Ale wiedziałam też, że już nigdy nie chcę pracować w ten sam sposób. Ale była zaskakująco wyrozumiała. Uzgodniliśmy, że będę pracować tylko na 75 procent. Poradzę sobie z niższą pensją: Cieszenie się życiem jest bezcenne.